"Współ" na początku wyrazu znaczenie miewa różne. Czasem, jak przyprawa w posiłku, nie treść jego zmienia, lecz smak. Czym bowiem różni się współmałżonek od zwykłego małżonka, skoro małżonkiem być w pojedynkę po prostu nie sposób? Bywa jednak inaczej. Na przykład współmieszkaniec mieszkańcem być nie przestaje, ale jest przy tym kimś wyraźnie nam bliższym. Współgospodarz to z kolei gospodarz niepełny. Najmniej chyba jasne wydają się wzajemne relacje pomiędzy pracą a współpracą.
W sensie prawnym praca, zwłaszcza etatowa, różni się od współpracy bardziej szczegółowym i trwałym ustaleniem towarzyszących jej praw i obowiązków. Z drugiej jednak strony praca, która niezależnie od swego prawnego statusu nie jest równocześnie współpracą, nie ma też żadnego praktycznego sensu. Niepodejmujący współpracy z pracownikami właściciel lub szef firmy leczy tylko swe osobiste kompleksy pod pozorem pełnienia kierowniczej funkcji. Pracownik niezainteresowany współpracą to znów, najłagodniej mówiąc, sponsorowany hobbysta.
Chyba dlatego w kontaktach między firmami może być mowa wyłącznie o współpracy i do niej zaprasza się nawet w reklamowych anonsach. Stare hasła typu: „klient nasz pan” lub „płacę i wymagam” sugerują wprawdzie, że za wypłacane pieniądze nabywa się nie tylko określony produkt, lecz także wyższą pozycję względem swego biznesowego partnera, biada jednak temu, kto bierze to poważnie. Ośmieszy się tylko, jak każdy nasz rodak żądający nadania mu włości jedynie na tej podstawie, że jest powszechnie tytułowany panem. W rzeczywistości bowiem zarówno sprzedający, jak i kupujący mają jednakowe prawo do zgłaszania i negocjowania wzajemnych oczekiwań, z równym obustronnym pożytkiem.
Po co w takim razie te wszystkie nieszczere grzecznościowe zwroty i rutynowe formułki w rodzaju rozpowszechnionego ostatnio życzenia „miłego dnia”? Nie ich treść jest ważna, lecz dawany w ten sposób sygnał świadczący o gotowości zachowania w roboczych skądinąd kontaktach określonych kulturalnych standardów. Nie polegają one (te standardy) na nieprzerwanej wymianie słownych pieszczot, lecz na wzajemnym poszanowaniu godności partnera-współpracownika, także przy rozstrzyganiu kwestii spornych.
Ma to swój wymiar praktyczny, gdyż różnica zdań lub nawet ewidentne czyjeś przewinienie na ogół nie rodzą negatywnych skutków, jeśli strona poszkodowana zachowa w swej argumentacji umiar i niezbędne minimum partnerskiej wyrozumiałości. W przeciwnym wypadku może nastąpić nawet zerwanie współpracy. Przeważnie do takich skrajnych rozwiązań nie dochodzi, jako że w biznesie chłodne kalkulacje liczą się bardziej niż ludzkie emocje, które jednak też dają się uwzględnić dyskretnie w obiektywnych na pozór rachunkach. Wówczas zasada „płacę i wymagam” działa w drugą stronę, czyli tolerowanie czyichś „jaśniepańskich” wybryków sprawia, iż faktyczny przedmiot transakcji kosztuje odpowiednio drożej.
0 komentarzy dodaj komentarz