Pewien radziecki uczony opowiadał po swym służbowym pobycie w Kanadzie, że zaskoczył go tam brak ogrodzeń dzielących poszczególne posesje w eleganckich willowych dzielnicach miast. Podejrzewał nawet, iż te grunty stanowią może własność kolektywną, lecz okazały się prywatne i dokładnie podzielone. Zdaniem gospodarzy, płoty są zbędne, gdy ich rolę pełni precyzyjne, przez wszystkich przestrzegane prawo. Gość przyjął to z zachwytem, porównując oszczędność takiego rozwiązania w zestawieniu z realiami jego ojczystego kraju, gdzie ziemia była rzekomo wspólna, lecz każdą inwestycję zaczynało się od otoczenia placu betonowymi panelami, wstawienia stalowych bram i zatrudnienia strażników, a dopiero potem przystępowano (ewentualnie) do budowy czegoś w środku.
Dzisiaj ówczesne refleksje moskiewskiego profesora wydają się trochę naiwne. Żadne państwo nie ma praw doskonałych, a w każdej praworządnej społeczności znajdą się zawsze jacyś chętni i równocześnie na tyle z prawem obeznani, by przyjęte przez ogół reguły postępowania dla własnych korzyści bezkarnie łamać lub bezpiecznie omijać (piszemy o takich sprawach z naszego branżowego podwórka w bieżącym numerze "Autonaprawy").
Nowoczesne systemy wymiaru sprawiedliwości i ścigania przestępców nie muszą być wobec takich zachowań bezsilne, rzecz w tym jednak, że mogą działać wyłącznie po szkodzie. Chyba więc nie samym prawem bronili swej prywatności mieszkańcy owych kanadyjskich domów, zapewne korzystali też z odpowiednio zorganizowanych, technicznie zaawansowanych systemów monitoringu, które już nie zawsze są ewidentnie tańsze od żelbetowych płyt i spuszczanych na noc agresywnych psów.
Poza tym odwiecznej walki sił porządku z jego rozmaitymi przeciwnikami nie jest w stanie rozstrzygnąć sam postęp techniczny. O jego ograniczonej skuteczności w rozwiązywaniu indywidualnych ludzkich problemów świadczy przykład... nawigacji satelitarnej. Budziła ona podziw zwykłych śmiertelników w czasach, gdy używały jej wyłącznie mocarstwowe armie. Opowiadano, myląc satelity nawigacyjne ze szpiegowskimi, że czytają leżące na ziemi gazety, więc tym bardziej potrafią odnajdywać drogę. Obecnie wraz z masową sprzedażą takich przenośnych urządzeń w Polsce pojawiło się niemal powszechne rozczarowanie ich nabywców. Na forach internetowych opisywane są kuriozalne błędy wskazań, media donoszą o błądzących całymi dniami turystach zagranicznych. Winiony o to system GPS działa równie obiektywnie jak cywilne lub karne prawo i, podobnie jak one, traci skuteczność w wyniku czyichś błędów i zaniedbań. On przecież tylko wyznacza współrzędne dowolnego punktu na Ziemi. Za resztę odpowiadają twórcy wirtualnych map, nadający tym punktom nazwy i wpisujący je w ciągi komunikacyjnych szlaków. Powinni dbać o dokładność i aktualność wprowadzanych zapisów, ale nie zawsze potrafią lub chcą...
0 komentarzy dodaj komentarz