Organizatorzy jesiennych targów motoryzacyjnych Autoserwis/Autosalon w Katowicach konsekwentnie poszukują nowej formuły dla tego rodzaju lokalnej imprezy i są już na tej drodze coraz bliżsi sukcesu.
Wiadomo już od dość dawna, że nie mają obecnie szans powodzenia lokalne targowe imprezy, tworzone w zminia- turyzowanej skali na obraz i podobieństwo tych największych i najbardziej renomowanych, których większość też przeżywa obecnie poważne kłopoty. Dlatego każdy z podstawowych warunków targowej pomyślności (publiczność, wystawcy i obiekty ekspozycyjne) trzeba przeanalizować i zdefiniować na nowo. Tak więc za główny pożytek z tegorocznej edycji katowickich targów (8-10 października br.) uznać można fakt, że w jej trakcie uwidoczniły się wyraźniej niż dotychczas stojące przed nią szanse i zagrożenia.
Dla kogo to wszystko?
Spośród wymienionych ogólnych przesłanek sukcesu najsłabiej tym razem wypadła ta najważniejsza, czyli publiczność. Od niej bowiem zależy zadowolenie wystawców i ich chęć ponownego uczestnictwa w imprezie, a to z kolei decyduje o pozyskiwaniu przez organizatorów środków finansowych na utrzymanie i modernizację obiektów, a także na biznesowy rozwój prowadzonej w nich działalności.
Mimo sprzyjającej pogody i całkiem atrakcyjnej prezentacji firmowych ofert zwiedzających w trzech kolejnych dniach ekspozycji było stosunkowo niewielu.
Można się temu dziwić, zwłaszcza w zestawieniu z powszechnym przekonaniem, iż „region Górnego Śląska jest jednym z największych polskich rynków konsumenckich i zagłębiem motoryzacyjnych usług”. Trudno jednak winić rzeczywistość za ewidentną nieskuteczność marketingowych haseł. Rozważania na temat, czym jest i być powinien ów górnośląski region, trzeba sobie bez żalu darować, bo nie od tego zależy przecież geograficzny zasięg, w którym merytoryczna atrakcyjność imprezy jest w stanie zrównoważyć kłopoty i koszty związane z dojazdem. Poza tym jakiekolwiek targi zwiedza się raczej z powodu określonych oczekiwań, a nie ich bliskiego sąsiedztwa.
Z naszych targowych kontaktów i obserwacji wynika, że publiczność na tej imprezie tworzą w sumie trzy odrębne grupy: nauczyciele i młodzież ze szkół samochodowych (przybywający najliczniej w piątkowe popołudnie), motoryzacyjni profesjonaliści (preferujący niedzielę) i ludzie zainteresowani motoryzacją jako jej entuzjaści lub po prostu użytkownicy.
Oczekiwania i oferty
Żaden racjonalnie myślący przedsiębiorca z motoryzacyjnej branży nie unika kontaktów z uczniami kształcącymi się w motoryzacyjnych zawodach. Wie, że jeszcze dzisiaj nie interesują ich ceny ani warunki zakupu określonych produktów, ale jest w stanie zademonstrować im różne inne profesjonalne atrakcje, by oferowane przez niego marki zostały zapamiętane życzliwie i na długo. Musi być jednak przygotowany na takie spotkanie, a umówienie ze sobą obu zainteresowanych stron i jeszcze odpowiednie zsynchronizowanie tego z lubianymi przez młodzież rozrywkami plenerowymi (np. drifty, pokazy jazd terenowych, prezentacje pojazdów tuningowanych, zawody gokartów i motocykli) to wdzięczne zadanie dla organizatorów.
Podobnie sprawa ma się z motoryzacyjnymi profesjonalistami, lecz dla nich najbardziej atrakcyjne okazują się prezentacje narzędzi i systemów naprawczych w praktycznym działaniu i organizowane w tym zakresie konkursy zawodowych umiejętności. Świadczy o tym choćby wielkie powodzenie, z jakim spotkał się tym razem u targowej publiczności wielki finał turnieju blacharskiego o nagrodę „Złotego Herkulesa”, organizowanego przez bydgoską firmę Herkules pod patronatem portalu mamwarsztat.pl. Jego zwycięzcy: Marcin Groń z Nowego Targu, Piotr Duczyński z Bytomia i Michał Widera z Bytomia – zdobyli cenne, pożyteczne w ich warsztatach nagrody rzeczowe. Licznie zgromadzeni obserwatorzy mieli zaś sporo emocjonującej i pouczającej zabawy.
Tego rodzaju wydarzenia są w stanie przyciągać nie tylko widzów już na targach obecnych, lecz także i tych, którym potrzeba dodatkowej zachęty do odwiedzenia imprezy. To jednak też wymaga odpowiednich przygotowań. Tę samą funkcję pełnić mogą towarzyszące ekspozycji profesjonalne prelekcje, prezentacje i seminaria. Ich tematyka i sposób prowadzenia były w tym roku bardzo atrakcyjne, ale nawet na najciekawszych, naszym zdaniem, zajęciach poświęconych stuletniemu dorobkowi firmy Hella frekwencja była dość umiarkowana i raczej przypadkowa. A przecież na coś takiego warto przyjechać nawet i z daleka, ale trzeba zawczasu o tym wiedzieć, a jeszcze lepiej dostać stosowne zaproszenie.
Salon to brzmi dumnie
Tytułowego Autosalonu tym razem w Katowicach nie było w ogóle, co mogło sprawić pewien zawód zwykłym motoryzacyjnym kibicom. Nikt się tu nie spodziewał uroczystych premier, ale nieobecność miejscowych dealerów była chyba obustronną stratą. Nie chodzi przecież o to, by pokazać samochody, które każdy może sobie obejrzeć i w Internecie, i na żywo, w gęstej już sieci salonów sprzedaży poszczególnych marek. Chodzi raczej o możliwość z jednej strony prezentacji, a z drugiej – porównywania konkretnych ofert sprzedaży z całą otoczką kredytów, leasingów, opcji wyposażenia i promocji związanych z kończącym się rokiem.
Pozytywny przykład dały pod tym względem małe i średnie lokalne firmy, zaopatrujące motoryzacyjne serwisy i warsztaty. Ich stosunkowo skromne stoiska cieszyły się nie mniejszym zainteresowaniem miejscowej klienteli niż okazałe ekspozycje ogólnopolskich dystrybutorów podobnego asortymentu. Dzięki nim współczesne targi przestają być miejscami spotkań marzeń i wizji, a odzyskują stopniowo swój pierwotny, bezpośrednio handlowy charakter.
Finał i jego laureaci wraz z Bogusławem Raatzem, szefem firmy (z lewej) |
|
Były i wielkie stoiska, lecz lokalni wystawcy to przyszłość lokalnych targów |
|
Imprezy towarzyszące, czyli motorozrywka na dosłownie wysokim poziomie |
Autoserwis / Autosalon 2010
0 komentarzy dodaj komentarz