2009-08-01, ostatnia aktualizacja 2009-10-25 00:56

Targi

Fot. AUTOTEC

Fot. AUTOTEC

W encyklopedycznych notkach na temat współczesnych miast europejskich część dotycząca historii zaczyna się zwykle od słów: "We wczesnym średniowieczu osada targowa...". Te dawne tradycje stałych dni lokalnych targów znalazły swe odbicie nawet w nazwach miejscowości. Mamy więc dziś w Polsce Piątek na Ziemi Kaliskiej, aż trzy Soboty, Środę Śląską i Wielkopolską oraz dwa Wtórki. Nie ma wśród nich żadnej metropolii, a najmniejsze dawno już zatraciły swe funkcje handlowych centrów nawet w najciaśniejszym terytorialnym zasięgu. Być może mieliśmy kiedyś także jakieś Poniedziałki i Czwartki, o których jednak wszelki słuch zaginął.

Czym była taka osada targowa? Najpierw zapewne tylko miejscem dogodnym do ekspozycji oferowanych towarów, a więc polaną na przecięciu puszczańskich szlaków, rozległą łąką w pobliżu rzecznego brodu. Potem, gdy stałe spotkania weszły w nawyk okolicznej ludności i przejezdnym kupcom, przy targowiskach zaczęła powstawać stała zabudowa mieszkalna, handlowa i rzemieślnicza, która z czasem rozwinęła się w miasta, ale niekoniecznie.

Dlaczego niekoniecznie, skoro zgodnie z podstawowymi prawami ekonomii wręcz automatycznie popyt przyciąga podaż, czyli sprzedawców z towarami, a te z kolei przyciągają zainteresowanych nabywców? Popyt w dawnych osadach mógł słabnąć lub wręcz zanikać z przyczyn tak dramatycznych, jak epidemie lub rzezie dokonywane przez różnych najeźdźców. Jednak podobne nierównomierności rozwoju poszczególnych centrów targowych obserwujemy i obecnie, w warunkach ogólnie stabilnego rynku, choćby w sferze branżowych targów motoryzacyjnych. Jest tu niewątpliwie i popyt i podaż, jest wyznaczony termin i miejsce spotkania, ale na jedne imprezy tłumy zainteresowanych wędrują, pokonując setki i tysiące kilometrów, a na inne - nie chce się ludziom ruszyć z odległości paru tramwajowych przystanków. W tym drugim przypadku wśród potencjalnych widzów rozpowszechnia się opinia, że tam nie ma niczego do oglądania, a potencjalni wystawcy umacniają się w przekonaniu, że tam nie ma komu czegokolwiek pokazywać. Tymczasem wszelkie obiektywne przesłanki przemawiają za tym, że mogłyby to być spotkania dla obu stron pożyteczne.

To prawda, że po nowoczesnych targach trudno oczekiwać wymiernych pożytków handlowych, ale w profesjonalnym handlu liczy się także, a może nawet bardziej, bezpośredni kontakt klienta z towarem, to przymierzanie, porównywanie, badanie gotowości do różnych negocjacji. Pod tym względem targów nie zastąpi żadna forma reklamy, internetowe kontakty ani natarczywa aktywność mobilnych sprzedawców.

Dlaczego więc nie odnoszą sukcesów imprezy obiektywnie potrzebne? Ponieważ decydują o tym wspomniane wcześniej czynniki żywiołowe, czyli samonapędzające się obustronne poczucie rozczarowania. Brakuje natomiast przeważnie elementarnych, lecz konsekwentnie realizowanych porozumień między samymi wystawcami. Nawet ich lista utrzymywana jest przez organizatorów w tajemnicy do ostatniej chwili, by jej poznanie nie powodowało rezygnacji z zamówionych już stoisk. Czy nie lepiej zamiast tej zabawy w "czarnego Piotrusia" porozumieć się zawczasu w odpowiednim gronie i podjąć solidarną decyzję? Nie ma powodu do odtwarzania mechanizmów rządzących targami wczesnego średniowiecza. Wtedy nawyki spotkań rodziły się bardzo długo, ale pamiętajmy, że to dotyczyło ludzi niepiśmiennych.



Marian Kozłowski
Redaktor naczelny Miesięcznika Branżowego Autonaprawa

Tagi

Targi 



Wasi dostawcy

Podobne

Polecane


ver. 2023#2