Międzynarodowe Targi Poznańskie zorganizowały w dniach 4–6 listopada br. imprezę wystawienniczą poświęconą głównie zabytkowym samochodom. Powinna ona już na stałe wpisać się do targowego kalendarza.
Do udziału w niej organizatorzy nakłonili obecnych polskich właścicieli niemal czterystu starych pojazdów odnowionych lub odbudowanych bardzo starannie i w pełnej zgodzie z oryginalną dokumentacją. W efekcie zarówno gospodarze imprezy, jak i uczestniczący w niej wystawcy zasługują na pełne uznanie. Dość licznie dopisała też publiczność (fot. 1), lecz początki nowych tradycji zwykle bywają trudne.
1. Prawie czterysta eksponatów pięknie pokazanych dość licznie zgromadzonej publiczności, mimo że początki nowych tradycji zwykle bywają trudne
Największą wartość tej wystawy stanowiła obiektywna historyczna prawda przekazywana przez jej milczących bohaterów. Sam bowiem widok eksponatów całkowicie zgodnych z realiami odpowiednich, dawno już minionych epok o czasach ich technicznej młodości – mógł współczesnym obserwatorom opowiadać wiele i to bez jakiejkolwiek tendencyjności właściwej modnym obecnie "historycznym" rekonstrukcjom. Skuteczność takiego przekazu zależy jednak zawsze od wnikliwości pytań i atrakcyjności odpowiedzi (fot. 2). Tu właśnie pojawiało się najwięcej powodów twórczego (miejmy nadzieję) niedosytu, o czym świadczą te dwie typowe opinie:
Bardziej jest to zlot fanatyków technicznych niuansów, niż próba nawiązania kontaktu ze zwykłą publicznością. Wczoraj byłem tu zwiedzającym i nikogo nie zdołałem zainteresować swoimi pytaniami. W sumie dla takich, jak ja, szkoda tylko czasu i kasy na bilet. Oglądanie eksponatów bez możliwości zapoznania się bliżej z ich historią, naprawami itp. jest nudne i dlatego po niecałej godzinie wyszedłem zdegustowany.
Nie zgadzam się z powyższą opinią. Sam jestem wystawcą jednego z zabytkowych pojazdów. Byłem cały czas na stoisku i osobom, które zainteresowały się moim samochodem, opowiadałem całą jego historię. W większości wypadków jednak zwiedzający nawet nie pofatygowali się przeczytać tabliczki z informacją o eksponacie. Ograniczali się do zrobienia jednego zdjęcia telefonem i przechodzili dalej.
2. Skuteczność przekazywania historycznej wiedzy zależy zawsze od wnikliwości pytań i atrakcyjności udzielanych odpowiedzi
Faktycznie kolekcjonerzy i restauratorzy-hobbyści nie potrzebują dziś ogólnopolskich, publicznych zjazdów do wymiany specjalistycznych doświadczeń. Ich hobby, to nie tylko indywidualna przyjemność, lecz w coraz większym stopniu także doniosła społeczna misja ochrony prawdziwych zabytków narodowej przeszłości. Nie szkodzi, iż tym razem w Poznaniu dominowały zdecydowanie zagraniczne konstrukcje i produkty (fot. 3) skoro większość z nich miała polskie rozdziały w swych technicznych biografiach.
3. Dominowały zagraniczne konstrukcje i produkty, z których większość ma też polskie rozdziały w swych długich biografiach
Na przykład liczne tutaj przedwojenne mercedesy, w odróżnieniu od współczesnych im włoskich fiatów (fot. 4) nie trafiły do kolekcjonerskich zbiorów drogą zwykłego dziedziczenia. Najpierw panoszyły się butnie po okupowanym kraju, by w końcu trafić pod frontowe kule albo skryć się we wschodnioniemieckich stodołach do lepszych czasów, które dla nich nigdy nie nadeszły.
4. Włoskie, a potem licencyjne fiaty już przed wojną cieszyły się popularnością wśród naszych średniozamożnych użytkowników
Citroën BL11 (fot. 5) był po wojnie zasłużoną dumą odrodzonej francuskiej marki. Do Polski trafił masowo jako "firmowy" pojazd tajnych służb stalinowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Ciekawe, komu te auta odsprzedawał "pierwszy właściciel" w kraju po zakończeniu ich państwowej eksploatacji?
5. Citroën BL11 – we Francji duma odradzającego się przemysłu, a w Polsce charakterystyczny symbol złowrogich "wizyt" UB
Niemiecki, jednocylindrowy ciągnik Lanz Buldog (fot. 6) był kiedyś popularny w zamożnych polskich gospodarstwach ziemiańskich i chłopskich. W wielu z nich przetrwał wojnę i reformę rolną, pracując jeszcze przez długie lata dzięki temu, iż pasowały do niego idealnie wszystkie części od ambitniej nazwanego "naszego" Ursusa (po łacinie – niedźwiedzia).
6. Bliskie pokrewieństwo niemieckiego buldoga z polskim niedźwiedziem Ursusem było pod wieloma względami wstydliwe
Luksusowa Tatra z wielocylindrowym silnikiem umieszczonym z tyłu (fot. 7) była pojazdem podobnie ekskluzywnym jak Rolls, Bentley i najdroższe modele Mercedesa. Produkowano ją od początku do końca niemal wyłącznie dla najwyższych czechosłowackich dygnitarzy. Dopiero Vaclav Havel odmówił jej przyjęcia. Do Polski w czasach "głębokiej komuny" trafiały jakimś cudem tylko bardzo nieliczne, wysłużone egzemplarze.
7. O takiej Tatrze z 1967 roku i wszystkich jej równie renomowanych poprzedniczkach najbogatsi Polacy mogli tylko marzyć
Zabytkowe samochody zbyt łatwo nazywane bywają "legendami motoryzacji", jakby już sam wiek nobilitował je do takiego tytułu. A gdzie masowa sława? Gdzie dziejowe zasługi. Ten niepozorny Willys (fot. 8) nie budzi jednak podobnych wątpliwości. To jeden z niekwestionowanych zwycięzców II wojny światowej, bohater armii amerykańskiej i... radzieckiej, która w swym marszu na Berlin wiele takich "zgubiła" w Polsce, w całkiem dobrym stanie.
8. Bohater spod Berlina i Monte Cassino, niezawodny dzięki prostej konstrukcji, wart na froncie wschodnim wielu litrów samogonu
Motocykl z wózkiem bocznym to pojazd dzisiaj kuriozalny, kiedyś marzenie wielu amatorów takiej namiastki samochodu. U nas o jego popularności, także w siłach zbrojnych i policyjnych, zadecydowały częściowo konstrukcje radzieckie, a także użytkowane prywatnie zundappy (fot. 9), BMW i DKW, odnajdywane po stodołach na ziemiach zachodnich.
9. Trzy koła zamiast dwóch lub czterech to dziś dziwaczne hobby, lecz przez długie powojenne lata obiekt masowych westchnień
Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku ludzi stosunkowo zamożnych (biznesmenów, lekarzy, adwokatów, drobniejszych przemysłowców i właścicieli ziemskich) nie stać było, także w Polsce, na drogie samochody. Dlatego z myślą o tej grupie klientów wiele szacownych marek samochodowych przygotowywało wówczas modele "oszczędnościowe" typu BMW Dixi (fot. 10). Zapewniały one minimum walorów użytkowych, trochę sportowych emocji i wielki prestiż w ubogich okolicach.
10. BMW Dixi – maluch z drugiej dekady zeszłego wieku: mało komfortu, lecz wielki podziw sąsiadów, zwłaszcza na prowincji
Tak w czasach modelu Dixi wyglądał samochód klasy średniej tej samej niemieckiej marki BMW (fot. 11). Na wyobraźnię klientów działał bardziej sportowym wyglądem niż faktycznymi osiągami. Na polskich autogiełdach osiągał wysokie ceny jeszcze w latach sześćdziesiątych.
11. Kabriolet BMW 320 miał urodę typowo filmową, gdyż w praktycznych warunkach nie imponował komfortem podróży
Dziś pojazdy retro wiele mówią o historycznej zmienności gustów miłośników i użytkowników motoryzacji. Wyznaczają też skalę porównawczą dla oceny zaawansowania obecnych konstrukcji. Kiedyś techniczne osiągi kolejnych modeli Rolls Royce'a (fot. 12) otaczane były ze względów marketingowych firmową tajemnicą, dziś ujawnione – po prostu śmieszą.
12. Legendarny Rolls Royce Phantom II z 1936 roku przyspieszał do setki w 17 sekund, osiągał maksymalnie 125 km/h i palił 28 litrów...
2016-11-08 21:51
Luksusowa Tatra
renowa
niespecjalna...
1 komentarzy dodaj komentarz