2012-07-27, ostatnia aktualizacja 2012-07-27 11:56

Mamona

Fot. sxc.hu

Fot. sxc.hu

Słowo „mamona” znaczy niby to samo co "pieniądze", lecz z jakimś odcieniem pogardy. Tak używali go biblijni prorocy i tak jest stosowane po dzień dzisiejszy. Nie jest to ekwiwalent uczciwie wykonanej, potrzebnej komuś pracy, a raczej jakieś "mamienie"perspektywą równie niepewnych, jak nieuzasadnionych korzyści.

Dlatego współcześni prorocy mamony, a kult jej kwitnie obecnie jak nigdy dotychczas, boją się nazywać ją po imieniu. Wolą straszyć jakimiś mętnymi wizjami finansowych zapaści, nieprzychylnym działaniem tajemnych "ratingów", indeksów i bezimiennych długów, rosnących lawinowo bez niczyjego świadomego udziału. Sugerują przy tym potrzebę korzystania z równie magicznych zabiegów i zaklęć, mających przebłagać lub przechytrzyć owe nieprzyjazne żywioły.

Tak przez wzajemnie zwalczające się frakcje odurzonych mamoną magów przedstawiane są osłupiałej masowej wyobraźni: a to rozmaite "zapory antykryzysowe", opłacane z rosnących podatków, to znów dziwaczne machinacje banków, wywołujące sztuczne wzmacnianie lub osłabianie poszczególnych walut. W ten sposób fikcyjny świat mamony oderwał się już zupełnie od podstawowych zasad racjonalnej gospodarki i zdrowego rozsądku.

Można by się z tego wszystkiego śmiać, gdyby skutki na pozór abstrakcyjnych działań nie ciążyły coraz brutalniej na naszych życiowych realiach i praktycznych decyzjach. Nie chodzi tu bowiem o naszą większą lub mniejszą podatność na takie czy inne podszepty. W końcu każdy sam za nią odpowiada w myśl zasady: "widziały gały, co brały". Dotyczy to oczywiście ludzi spoza tej samozwańczej kasty, od skromnych emerytów i drobnych przedsiębiorców aż po menedżerów wielkich korporacji, a także tzw. decydentów państwowych, choć w ich przypadku rzeczywista odpowiedzialność jest zawsze niewspółmierna do skutków popełnianych błędów.

Prawdziwe i powszechne gospodarcze zło pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś wnoszący uczciwie swój wkład w społeczny podział pracy traci możliwość przewidywania realnych skutków tej swojej działalności lub wręcz ponosi z jej powodu szkody. W warunkach stabilności podaży i popytu, a takie przecież wciąż istnieją przynajmniej na naszym motoryzacyjno-usługowym rynku, przyczyną takich zjawisk jest tzw. psucie pieniądza, czyli stopniowe zmienianie go w mamonę. Wówczas w mętnej wodzie niejasnych kapitałowych transakcji łowione są wielki fortuny, a ludzie prawdziwie pożyteczni przestają "wiązać koniec z końcem" i popadają w kompletną dezorientację.

Przykład: pod koniec zeszłego roku media prześcigały się w swoim zaniepokojeniu faktem, iż w zadłużonej Grecji wzrosła w ostatnich miesiącach sprzedaż samochodów. Podejrzewały przy tym, że to naszym kosztem. a niby dlaczego i po co miałby się od takich zakupów powstrzymywać Grek dysponujący odpowiednimi środkami? Każdy kupiony produkt to przecież korzyść wielostronna o globalnym wręcz dziś zasięgu.

W obecnej, kryzysowej sytuacji rezygnacja z pożytecznych zakupów, by odłożyć pieniądze "na czarną godzinę", przynosi natychmiastowe straty wszystkim naszym partnerom, a nas samych do ich sytuacji nieuchronnie przybliża. Nie wierzmy w ten mit, iż "pieniądz robi pieniądz" nawet bez pracy i towarowej wymiany, to tylko mamona tak tworzy mamonę.



Wasi dostawcy

Podobne

Polecane


ver. 2023#2