Jest to słowo obce, lecz znacznie częściej używane niż jego polski odpowiednik "posłannictwo". Ostatnio nawet wręcz nadużywane, gdyż cokolwiek robi jakakolwiek firma, zaraz spieszy to nazwać swą misją. Na przykład (cytat dosłowny): "Naszą misją jest zapewnienie klientom szerokiego asortymentu produktów oferowanych przez maksymalnie bezpieczny, czynny 24 godziny na dobę, nowoczesny sklep internetowy". Znawcy zagadnienia twierdzą, że firmowa misja powinna mieć jakiś charakter szczególny, wyraźnie widoczny w zawartych w niej odpowiedziach na pytania: Co? Dla kogo? Jak? Gdzie? Dlaczego?
Przytoczona deklaracja traktuje te kwestie bardzo wybiórczo i ogólnikowo. Cóż bowiem znaczy "szeroki asortyment", gdy nie określa się rodzaju tworzących go towarów? Komu można coś oferować, jeśli nie klientom? Czy sklep w Internecie może być czynny inaczej niż przez całą dobę? Można więc podejrzewać, iż ta firma misji po prostu nie ma, a jeśli ma, to nie potrafi sensownie jej określić. Sama gotowość zarabiania pieniędzy tutaj nie wystarcza. Misja to specyficzne zobowiązania wobec ogółu klientów, pracowników i szeroko rozumianej społeczności.
Co zatem firma może nazywać swą misją bez samochwalczej przesady? Najkrócej mówiąc: reguły postępowania, którymi kieruje się w sytuacjach dla niej trudnych, na przykład w okresach gorszej koniunktury, choć doraźny interes przemawia za tym, by z nich zrezygnować. Taką sprawą jest przede wszystkim utrzymanie ciągłości oferty i zatrudnienia. Sklep, hurtownia, warsztat określonej specjalności, zakład produkcyjny to biznes prywatny, ale też dobro dla wielu ludzi wspólne, jako podstawa bytowej stabilności lub choćby stały element cywilizacyjnego środowiska.
Wielu przedsiębiorców ma tego świadomość, lecz niektórzy przejawiają ją głównie przy okazji specyficznego szantażu, gdy domagają się specjalnych dotacji z kieszeni podatników, grożąc masowymi zwolnieniami personelu i wstrzymaniem działalności ważnej z punktu widzenia społecznego podziału pracy. Dumnie mienią się pracodawcami wtedy, gdy nic to nie kosztuje, a wręcz im przynosi wyraźne profity. Nie poczuwają się jednak do odpowiedzialności, kiedy spełnianie tej szczytnej misji wymaga już pewnych starań bądź nakładów.
W czasach obecnego, wciąż bardziej "medialnego" niż realnego kryzysu, jedni tak "na wszelki wypadek" wstrzymują rekrutację absolwentów szkół, zrywając nawet brutalnie zawarte wcześniej umowy. Są też na szczęście przykłady odwrotne, jak opisywana w tym wydaniu naszego pisma inicjatywa gdańskiego zakładu firmy Delphi. Która z tych postaw wobec własnej misji rokuje większe nadzieje na biznesową pomyślność? Jeśli oceniać to w skali indywidualnej i krótkoterminowej, można się spierać, czy bardziej opłaca się maksymalna ostrożność, czy raczej konsekwencja w myśleniu i działaniu. W szerszej i dłuższej perspektywie już takich wątpliwości nie ma: globalny nawet kryzys finansowy to drobiazg w porównaniu z ewentualnym powszechnym kryzysem zaufania.
0 komentarzy dodaj komentarz