Wielkim powodzeniem wśród polskich internautów cieszyła się niedawno strona "Najgorsze auta wszech czasów!", przytaczana przez różne portale w całości lub w bardziej intrygujących fragmentach. To zestawienie pięćdziesięciu absolutnie zdyskwalifikowanych modeli samochodów osobowych z lat 1899-2007 pochodzi z pewnego renomowanego angielskiego tygodnika, a wyboru dokonał popularny (podobno) amerykański dziennikarz motoryzacyjny. Jego nazwisko przemilczmy, gdyż tym akurat dziełem na sławę nie zasłużył. Nie trzeba bowiem nawet pobieżnie przeglądać owej listy, by nabrać przekonania, że nie może to być w żadnym wypadku publikacja uczciwa. Nie istnieje przecież żaden kompletny przegląd samochodowych konstrukcji stworzonych w tym właśnie okresie w różnych zakątkach świata, a skoro nie zna się wszystkich, trudno wybierać jakiekolwiek "naj". Poza tym chodzi tu o przedmioty zbyt różnorodne i skomplikowane, by dały się porównywać ze sobą w oparciu o jedno ogólnikowe kryterium. Przecież dowolny model można bez trudu zestawić z jakimś innym, ustępującym mu wyraźnie pod pewnymi względami.
Autor listy nie wdaje się w takie subtelności. Sławny Ford T jest dla niego tylko kupą złomu i przodkiem w prostej linii samochodu Yugo GV, który rzekomo sprawiał "wrażenie, że jego produkcja odbywała się w pośpiechu w fabryce będącej pod ciężkim ostrzałem artylerii". Trudno jednak wyobrazić sobie ostrzał cięższy od prezentowanego tutaj poczucia humoru. Renault Dauphine zasłużył na miejsce wśród najgorszych, gdyż z bliska "można było usłyszeć, jak rdzewieje". Żadne zalety terenowego Lamborghini LM002 nie są w stanie zrównoważyć lub choćby złagodzić haniebnego faktu, że kupowały go "typy spod ciemnej gwiazdy, wożące nim uran do produkcji własnej bomby atomowej, jednym z nich był syn Saddama - Uday". Z kolei Trabant, którego wejście na rynek datuje Amerykanin na rok 1975, to "motoryzacyjny symbol komunizmu napędzany 18-konnym silniczkiem i wykonany z duroplastu wzmocnionego bawełną i drewnem odzyskanym w procesie recyklingu". Cała "pięćdziesiątka" scharakteryzowana jest z podobną rzetelnością i wdziękiem. Nie zgadzają się daty, dane techniczne i podawane szczegóły konstrukcyjne.
Być może niewiedza amerykańskiej gwiazdy motoryzacyjnej publicystyki jest rzeczywiście tak porażająca albo autor listy nawet celowo wyolbrzymia swą niekompetencję, by zatrzeć jej granice. To nie ma większego znaczenia. Jakakolwiek gruntowna znajomość poruszanych zagadnień raczej przeszkadza niż pomaga w atrakcyjnym wypowiadaniu się na temat samochodów w popularnych czasopismach, programach antenowych i portalach internetowych. Tu trzeba znać przede wszystkim niewybredne skądinąd oczekiwania masowych odbiorców. Ci zaś na całym świecie bardzo lubią brutalne poniewieranie wszystkiego, co stało się już sławne, popularne i powszechnie zapamiętane.
Dziennikarz dający pożywkę tego rodzaju emocjom uznawany jest za osobę bardzo wiarygodną z racji swej demaskatorskiej odwagi, choć zniesławiony model samochodu to nie prominentny polityk lub znany artysta i nikt w obronie jego dobrego imienia nie wytoczy sądowego procesu, ani nawet nie podejmie publicznej polemiki. Na szczęście zniesławienie prawdziwie sławnym sławy nie odbiera. Poza tym nie warto podważać mitu takiej dziennikarskiej wiarygodności, bo daje ona pozory obiektywizmu przy marketingowym kreowaniu zwycięzców w różnych "prestiżowych" konkursach, organizowanych przy udziale motoryzacyjnych dziennikarzy.
0 komentarzy dodaj komentarz