Nie mamy (jeszcze?) bezpośrednich powodów, by zajmować się tą sprawą w piśmie poświęconym przecież naprawom samochodów, a nie ludzi i świata. My także zauważamy wyraźne usterki ludzkich charakterów, postaw i zachowań, lecz, podobnie jak wszyscy, nie potrafimy ich dokładnie diagnozować, ani tym bardziej zwalczać jakąś skuteczną terapią takiej choćby nagminnej plagi, jaką jest ostatnio przybierająca na sile międzyludzka agresja.
Coraz bardziej powszechna nieżyczliwość żywiona wobec osób zupełnie nieznanych przejawiała się początkowo w niewybrednych atakach słownych w Internecie i podczas wszelkich publicznych zgromadzeń nie wyłączając uroczystości podniosłych, a nawet żałobnych. Ostatnio podobni frustraci przeszli od słów haniebnych do brutalnych czynów.
W Częstochowie na skrzyżowaniu alej Najświętszej Marii Panny i Wolności jeden kierowca zatrąbił na drugiego, a ten pomścił zniewagę natychmiast i z nawiązką opluwając znieważającego przez okno otwarte w jego samochodzie, po czym tęgim kopniakiem wgniótł poszycie drzwi. Na szczęście w pobliżu znalazła się policja i sprawiła, iż uliczny „bojownik” poniósł wszelkie konsekwencje tych swoich wybryków.
Na Podlasiu dwóch uczestników drogowego ruchu poczuło niechęć do siebie z jakiejś niejasnej przyczyny. Zatrzymali więc swe pojazdy zarejestrowane w odległych krańcach Polski, wysiedli z nich i natychmiast zaczęli bić się na jezdni ruchliwej szosy. Kierowca nadjeżdżającego tira nie zdążył wyhamować w porę i obaj walczący zginęli na miejscu. Zostawili osierocone rodziny.
Przypomina to, mimo różnic skali, tragiczne wydarzenia z ciężarówkami masakrującymi tłumy niewinnych przechodniów, z szaleńcami strzelającymi z automatów do młodzieży w szkołach, bombami podkładanymi w środkach komunikacji...
Brak racjonalnego wytłumaczenia owych incydentów (?) każe szukać ich podłoża w ukrytych anomaliach psychicznych, głębokich konfliktach politycznych, poczuciu indywidualnej życiowej bezradności i środowiskowego odrzucenia. Może tak, może nie, albo przynajmniej nie całkiem. Przecież niechlubni uczestnicy wspomnianych częstochowskich i podlaskich starć nie należeli do psychicznych dewiantów, ani społecznego marginesu. Zapewne też grzecznie i pożytecznie pojawiali się nieraz w naszych warsztatach. Wystarczyła im jednak chwila, by w przypadkowym kontakcie dojrzeć śmiertelnego wroga.
Nie mamy bezpośrednich powodów, by tym się zajmować. W motoryzacyjnych warsztatach i stacjach diagnostycznych panuje przecież pełna kultura. Nie ma też internetowego „hejtu” na branżowych portalach. Chociaż z drugiej strony stwierdzić trudno, czy wśród naszych sympatycznych klientów nie znajdują się aby jacyś „opluwacze”, „obelżyciele”, a nawet „mordobijcy”? Czy i w nas samych nie drzemią tego rodzaju skłonności? Na razie mamy z nimi do czynienia tylko w naszym najnowszym warsztatowym komiksie, a dokładniej we śnie jednego z bohaterów. Co robić, by nie był to sen proroczy?
0 komentarzy dodaj komentarz